kie zwierzę i postępujesz jak zwierzę... albo obłąkana... W obydwu wypadkach należy cię unieszkodliwić!... Rychło o swoim losie się dowiesz!... A nie radzę uciekać!... Ucieczka stąd trudna.. i tylko pogorszyłaby twoją sprawę...
Wyszedł, zamykając drzwi. Zgrzytnął klucz w zamku. Posłyszała oddalające się kroki.
Obrzuciła spojrzeniem izdebkę.
Istotnie, dobre ojciec znalazł więzienie. Do pokoiku prowadzą jedne tylko drzwi a okna zamykają sztaby. Co zamierza z nią uczynić? Zapewne, zamknie do jakiego zakładu dla umysłowo chorych, lub gorzej jeszcze...
Brr... Czyżby wszystko było stracone? Samochcąc wpadła w pułapkę...
Dziewczyna zbliżyła się do okna, opierając rozpalone czoło o szybę...
Coś wymyśleć musi!...
Powoli jej paluszki jęły potrząsać kratami... Nie są tak silnie obsadzone... Jedną sztabę od drugiej dzieli znaczna przestrzeń... Może uda się pomiędzy niemi prześlizgnąć...
Odwagi!...
Byle odzyskać wolność...
Bo jeśli śmiało zamierzone plany spełzły na niczem, to pozostają do załatwienia jeszcze pewne porachunki... Z Verą.. no i z tamtą...
Znów w oczach dziewczyny zamigotało szaleństwo... a twarz, pod wpływem ogarniającej ją, niepohamowanej złości — przybrała wyraz straszny....
Wie, jak postąpić!...
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.
146