Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc?
— Twierdzą, że łączy panią bardzo bliski stosunek z Otockim?
— Nie przeczę! — odparła spokojnie.
— Pani nie zaprzecza?
— Oczywiście. I służę dalszą informacją! Pan Otocki pragnie mnie poślubić... a ja...
— A pani?... — w głosie prezesa, zdawało się, zadźwięczał niepokój.
— O ile się nie rozmyśli... — będę jego żoną!...
— Ach, tak!
— Sama nawet pragnęłam dziś w tej sprawie z panem pomówić!...
Stratyński na chwilę zamilkł, jak człowiek, który przygotowawszy się czynić wymówki, nagle zostaje zaskoczony niespodziewaną wieścią. Wnet jednak ogarnął go z powrotem gniew i oburzenie.
— Przyzna pani — jął wyrzucać z siebie słowa gwałtownie — że niezbyt uczciwe było jej postępowanie! Okłamywać mnie, oszukiwać, bawić się w dwulicową grę...

— Przepraszam! — przerwała niemniej ostro. — Nie oszukiwałam pana! Istotnie, chciałam należeć do niego, dopóki na mej drodze nie stanął Otocki! Mojaż to wina, że go kocham! Od tej pory trapiły mnie wątpliwości... Czy mam prawo zań wyjść zamąż, czy nie złamię mu życia... Wreszcie powzięłam postanowienie... i w związku z tem postanowieniem, usłyszałby pan prawdę z moich ust.. Że nie uczyniłam tego wcześniej? Może brak odwagi, może nerwy kobiece... Tu cała moja wina... Ale odkła-

162