Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

dałam termin mojego z panem ślubu, nie dając nigdy stanowczej odpowiedzi... Więcej powiem... Nawet, gdybym poprzednio zerwała z Otockim, już wówczas zdecydowałam, że nie zostanę pańską żoną.
— No... no... — mruknął.
— Przez uczciwość! Częściowo są więc tylko słuszne te wymówki! Rozumiem pańskie rozgoryczenie! Sprawiłam mu zawód i ból! Wolę jednak zerwać obecnie, niźli oszukiwać! Ale nie chcę, abyśmy się rozstawali źle! Przyśpieszył pan wyjaśnienie, przez to nasza rozmowa stała się brutalniejsza... Pragnęłam sama panu wszystko wytłumaczyć, oszczędzić cierpienia... Trudno... We mnie będzie pan miał stale oddaną przyjaciółkę, bo pamiętam, ile dobrego pan mi uczynił i ile serca okazał. A gdy pan się spokojnie zastanowi, również przyzna słuszność... Sumy zaś, które swego czasu pożyczyłam...
Stratyński nie spodziewał się, że Vera tak jasno postawi sprawę.
Walczyła w nim wrodzona szlachetność z obrażoną miłością własną i zazdrością starszego człowieka. Nie wytrzymał i zawołał, nie pozwalając jej dokończyć zdania:
— Proszę o tem nie wspominać... To sprawy drugorzędne... Gorsze jest... Wystarczyło mi całkowicie pani wyjaśnienie, choć mogło ono nastąpić znacznie wcześniej, gdyby nie okoliczność, że Otocki podobno nie jeden cieszy się jej względami!

— Cóż to znaczy? — zaiskrzyły się oczy Very a rumieniec oblał policzki.

163