Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziwię się doprawdy, że ci się zachciewa bawić w detektywa! Nigdy nie kłamię!... Powiedziałam już raz, że uciekła pokojówka, co mnie dotknęło wielce... A sprawa niema nic wspólnego z Rytą... Również wypadek włamania niema nic wspólnego ze służącą...
— Ależ Vero! — zawołał, widząc, że podrażnił ją nie na żarty — Bynajmniej, nie zamierzałem cię urazić! Ot, wyrwało mi się! Luźne przypuszczenie, że może świadomie ukrywacie wybryki panienki, które są kompromitujące...
— I jabym ci nie powiedziała o tem? Nie powiedziałabym, skoroś mi wyznał o przygodzie z nieznajomą i o walizce! Nie uprzedziłabym, że to Stratyńska nocowała u ciebie! Doprawdy, śmieszny jesteś! Toż poczytywałabym sobie za obowiązek, gdyby mi wiadoma była choć cząsteczka prawdy, ostrzec cię, aby oszczędzić przykrości tobie i jej ojcu...
Zarówno stanowcza forma tego oświadczenia pięknej grzesznicy, jak też argumenty w nim zawarte, zabrzmiały tak przekonywująco, że Otocki pobity jej „logiką“, wykrzyknął:
— Głupiec ze mnie! Raz jeszcze serdecznie przepraszam, jeśli cię uraziłem... Zapewniam, działałem w jaknajlepszej wierze...

Vera poczuła, że bitwa została wygrana. Prawda o „historji z walizką“ nigdy nie wypłynie na wierzch. Umyślnie wtedy, na zebraniu, zetknęła Otockiego z Rytą, aby dać mu możliwe wytłomaczenie całej przygody. Z góry była przekonana, że panna Stratyńska nic mu nie powie, gdyż nic powiedzieć nie może.

11