Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak twierdzą...
— Kto? Proszę powiedzieć natychmiast!
— Nie mam powodu ukrywać! Waryński! By? dziś u mnie i zaznaczył stanowczo, że posiada znaczne prawa...
— Ten łotr, ten łajdak! — gniew Very wybuchł z siłą. — Rozumiem, kto panu plotek naznosił. Wyrzuciłam go wczoraj za drzwi, kiedy zaczął robić jakieś uwagi, dowiedziawszy się, że zamierzam wyjść zamąż za Otockiego...
— Robił uwagi? Musiała go do tego upoważnić zażyła znajomość... zazdrość... Więc i w tem, co mnie powtarzał, jest pewno dużo prawdy.
— Podłość! — wykrzyknęła. — Podłość! — Pod wpływem rozdrażnienia pan w ten sposób przemawia.
— Pani Vero...
— Kiedy...
Vera pojęła, że rozmowa zbacza na bardzo niebezpieczne tory. Powiedzieć prezesowi, że ongi łączył ją bliższy stosunek z Waryńskim i że ten obecnie wyzyskuje przeszłość? Niemożliwe. Toż sama przedstawiła go, jako swego kuzyna, sama podsuwała myśl małżeństwa „buldoga“ ze Stratyńską. Tłumacząc się z jednego zarzutu, oskarżała się o niezbyt uczciwe w innych wypadkach postępowanie. Choć czuła się całkowicie niewinna, musiała dać ogólnikową odpowiedź.

— Prezesie! — rzekła poważnie — może pan wierzyć, lub nie wierzyć! Waryński nie jest moim kochankiem! Opiekowałam się nim, pragnęłam dopo-

164