Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

— Prawdy?
— Pragnę, abyś wiedział o mnie wszystko... Jeżeli zniesiesz tę próbę?... Waryński był moim kochankiem!
Otocki zbladł. Zacisnął dłonie, a paznokcie wpiły się boleśnie, kurczowo, w ciało.
— Żartujesz?
— Bynajmniej, nie żartuję... Zechciej wysłuchać do końca... Postanowiłam powiedzieć ci wszystko, wystawić na rodzaj próby... aby nie pozostało pomiędzy nami najlżejszych niedomówień i żebyś nie miał do mnie żalu, gdyby ci w przyszłości coś złośliwego powtórzono... O ile potem, co usłyszysz, zapragniesz zostać moim mężem, nie będę się nadal opierała...
Zrozumiał teraz, że o rzeczy poważne chodzi. Drżał z wewnętrznego podniecenia. Czyżby Vera dzięki zbytecznym może wyznaniom, własnemi rękami miała rozbić ich szczęście!
— Słucham! — rzekł, głuchym głosem.
Znać było, że słowa przeciskają się jej z wielkim trudem przez gardło i że sili się na spokój.

— Więc Waryński... Oczywiście nie odnosi się to do czasów obecnych... Ale... Wczoraj wspomniałeś, że jest ci obojętne, co robiłam, zanim poznaliśmy się... Sądzisz zapewne, że zawsze byłam damą o nieco dwuznacznej reputacji „grzesznicą“ spragnioną „kaprysów“ i flirtów, przez której życie przewinął się szereg więcej lub mniej pociągających mężczyzn, ale mężczyzn albo bardzo bogatych, albo zajmujących w społeczeństwie wybitne stanowiska..

170