Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

lada chwila mógł powrócić, nie mógł postąpić inaczej, niźli zastosować się do prośby panny.
— Chętnie dotrzymam pani towarzystwa! — odrzekł niezbyt szczerze.
Pocieszała tylko pisarza myśl, że zapewne natychmiast posłyszy rozwiązanie tylu dręczących zagadek. Ona, jakgdyby odgadując, co się w nim działo, oświadczyła:
— Oto tajemnica, o której wspominałam panu przed paru godzinami... Sądziłam, że ją w innych okolicznościach wyjaśnię... Lecz moja siostra...
Więc jej siostra!
Otocki niecierpliwie oczekiwał na dalszy ciąg zwierzeń, gdy wtem przerwał je telefoniczny dzwonek. Ryta nerwowo pochwyciła słuchawkę.
— Hallo? Ach, to pani, pani Vero...
Telefonowała „grzesznica“, wielce zaniepokojona. Pragnęła się dowiedzieć, czy dziewczyna istotnie pobiegła do Stratyńskich i czy cała historja zakończyła się szczęśliwie.
Ryta odpowiedziała jej krótko przebieg wypadków.

— Obezwładniono biedaczkę — kończyła swą niewesołą opowieść — i rychło znajdzie się w domu zdrowia... Dawno powinna była się tam znaleźć, gdyby nie obawa skandalu i nie na nasze dobre serce... Toć i pani była temu przeciwna... Ale... ale... pani Vero! Nie wiem, jak mam dziękować... Pani poprzednie ostrzeżenie uratowało wszystko!... I to w takiej chwili... Wszak do pani strzelała! Lecz tu... nie udało się jej zrobić użytku z broni!... Służba była

187