Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

— List ten wywarł na ojca głębokie, oczywiście, wrażenie... Był on wówczas wdowcem, nasza matka umarła przed wielu laty, my... to jest mój brat i ja, wychowywaliśmy się w Szwajcarji... Wyrzucał on sobie wciąż, że z panią Orano postąpił może niewłaściwie, że powinien był większą opieką otoczyć swoje dziecko... Przerażeniem przejęła go myśl, że stoczy się ono w błoto... Pośpieszył na list odpowiedzieć, wyznaczając Mary spotkanie...
— Spotkanie...
— Pani Orano bawiła wówczas wraz z Mary w Warszawie. Mary miała jakoby gdzieś ukończyć jakąś pensję, uczęszczać na jakieś kursa... Wszystko nie prawda. W rzeczy samej nie otrzymała żadnego wykształcenia a matka jej, nie wpoiwszy w nią żadnych zasad moralnych, ledwie nauczyła czytać i pisać....
— Co za matka!... — zawołał z oburzeniem.
— Spotkanie istotnie rychło miało miejsce! — ciągnęła panna Ryta dalej swą opowieść. — A Mary potrafiła się tak ułożyć, tak udać biedną, nieszczęśliwą ofiarę, że ojciec wyszedł poruszony do głębi... Postanowił ją odebrać pani Orano za wszelką cenę. Zdaje się, tylko o to im chodziło, bo artystka zgodziła się na zrzeczenie wszelkich praw do córki, o ile ojciec dodatkowo wypłaci znaczną sumę...
— Ach...

— Otrzymawszy jednak tę sumę, miast Mary pozostawić, jak było umówione w Warszawie, zabrała ją i obie natychmiast wyjechały do Paryża. Tłumaczyła później Mary, iż matka użyła względem niej nie-

191