Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.

— I ja nie znam! — jął się wykręcać, zaczerwieniwszy się mocno. — Tylko sądzę, że pani Vera...
Na szczęście, Ryta, podniecona opowiadaniem, nie zauważyła zmieszania pisarza.
— I ja sądzę — rzekła — że pani Vera nie mogła w swem życiu popełnić nic bardzo złego. Że nie musiały być te papiery znów tak dalece straszne, najlepszy dowód, iż Mary usiłowała dokonać u niej włamania, poszukując czegoś jeszcze... Ale rzecz najbardziej błaha, podana do wiadomości publicznej w sposób przewrotny, może sprowadzić skutki niemiłe, Mniejsza z tem. Udało się więc Mary spełnić swój plan... Wykradła z kasy ojca dokumenty i biżuterję. Biżuterja ta częściowo stanowiła jej własność, gdyż należała do jej matki i ojciec przechowywał ją tylko. Reszta to były nasze klejnoty. Zabrawszy papiery i kosztowności, uciekła z domu, a obawiając się pogoni — zresztą słusznie, bo na skutek zlecenia ojca jął ją poszukiwać Waryński — postanowiła dobrze się ukryć... Dalszy ciąg pan zna.
— Niestety! — odparł. — Od tej chwili wplątany zostałem w labirynt tajemnic, z którego dopiero pani obecnie mnie wyprowadza!

— Teraz — wyjaśniała dalej — muszę panu opowiedzie! o sobie! Przybyłam do Warszawy w przeddzień zebrania u pani Very, czyli już po ucieczce Mary, nie wiedząc oczywiście o niczem. Ojciec, przestraszony obrotem, jaki przybrała cała sprawa, nic w listach o „siostrze“ nie nadmieniał. Zastałam go przygnębionym i smutnym. Kiedy zaczęłam zapytywać, czemu właściwie przypisać podobny stan du-

198