Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.

się, do domu powróci lub w dyskretny sposób uda się ją sprowadzić. Rachuby te zawiodły.
— Nazajutrz panna Mary — dodał — w towarzystwie jakiegoś draba złożyła „wizytę“ w mojem mieszkaniu...
— To było straszne, okropne. Prawdziwy cios dla ojca. Jego córka złodziejką, włamywaczką. To przeklęte podobieństwo. Tembardziej, że już wiedzieliśmy, że przedstawiła się ona panu, jako Ryta Stratyńska i aby więcej nam dokuczyć, obstalowała sobie nawet bilety wizytowe z mojem imieniem i nazwiskiem, gdyż parę podobnych znaleziono w walizce.
— To właśnie najbardziej wprowadzało w błąd.
— Telefonował pan natychmiast do pani Very. Ja wraz z ojcem znajdowałam się tam przypadkowo. Zmuszono mnie niemal, abym podeszła do telefonu i udając wesołą, zaprzeczyła wszystkiemu. Wyczułam jednak z pańskiego tonu, choć wydawało się fizycznem niepodobieństwem, bym mogła się znaleźć w dwóch miejscach naraz, że niezbyt pan uwierzył temu świadectwu.
— Przyznaję — zawołał — przypuszczałem wszystko! Przypuszczałem jakąś zmowę pomiędzy panią a panią Verą. Przypuszczałem, że natychmiast po włamaniu rzekoma Ryta udała się do niej i pani Vera, na skutek prośby prezesa, ją osłania. Tylko nie mogło pomieścić mi się w głowie, iż pani i jej siostra były różnemi osobami.

— Widzi pan! Zrozumiałam doskonale... Ledwie też zakończyliśmy naszą rozmowę, wybuchnęłam

200