Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

słyszaną z jej ust wiadomością o stosunku z Waryńskim i z przypomnieniem o podstępnej zamianie walizek. Okłamywała go stale... Jeśli nawet była związana słowem, jemu mogła wyznać prawdę. Czemu tak nie postąpiła? Czemu starała się wciąż sprawę zagmatwać i zaciemnić? Dziwne... Wprawdzie i ona dziś napomknęła, że zamierza coś wyjaśnić o „Rycie“, lecz z tem wyjaśnieniem zwlekała tak długo?
— Czuję wielki żal do pani Very! — powtórzył.
Panna, jakby umyślnie nie zwróciła na wykrzyknik uwagi.

— Jeszcze chwila — rzekła a pojmie pan wszystko... Muszę teraz powrócić do tej biedaczki... Mary, wbrew przewidywaniom ojca, który sądził, że będąc pozbawioną pieniędzy, rychło z powrotem się zjawi, prawie przez tydzień po dokonaniu u pana włamania tułała się niewiadomo gdzie. Ojciec uruchomił cały sztab prywatnych detektywów. Ci tylko stwierdzali, że musi posiadać jakieś zasoby pieniężne — widocznie dawne oszczędności — bo nocuje coraz to w innym hoteliku a przenocowawszy znika. Dalej, że odwiedza podejrzane spelunki i utrzymuje kontakt z niewyraźnemi typami. Urządzała się jednak tak sprytnie, że w żaden sposób nie można jej było pochwycić. Detektywi wciąż natrafiali na gorący ślad, przybywając do hoteliku w pół godziny potem, jak go opuściła, lub do jakiejś restauracyjki, gdy zdążyła z niej wyjść. Oczywiście nie meldowała się nigdzie. Prędzej czy później udałoby się jednak ją złapać i siłą przywieźć do ojca, który zamierzał Mary zamknąć w domu zdrowia, gdyby...

205