Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdyby? — zawołał niecierpliwie Otocki, którego wielce zainteresowały te nieznane mu szczegóły.
— Gdyby nie to, że dziś zjawiła się sama.
— Zjawiła się sama?
— Przybyła koło drugiej w towarzystwie Waryńskiego.
— Waryńskiego?
— Sprawiło to, oczywiście, sensację niemałą... Z początku sądziłam, że Waryński sprowadził Mary. Ale niezwykle ożywiona rozmowa, jaka mnie dobiegła z gabientu ojca, wskazywała, że o coś innego tam chodzi. O co? Nie wiem, bo nie mam zwyczaju podsłuchiwać. Wymieniano imię pani Very, wreszcie Waryński wyskoczył z gabinetu, jak oparzony...
— Ach! — żachnął się Otocki. Zrozumiał, że Mary w niewiadomo w jaki sposób złączywszy się z Waryńskim, li tylko po to przybyła do ojca, aby mu udzielić „rewelacji“ o Verze, o których wspominała kochanka.

— Później — mówiła dalej Stratyńska — pojawił się jakiś niewyraźny typ. Lecz i z tym ojciec załatwił się szybko, polecając go wyrzucić za drzwi. Potem zamknął Mary w pokoju, gdzie zazwyczaj przechowuje stare akty. Przyznaję się, miałam wielką ochotę ją zobaczyć. Szłam już w tę stronę, gdzie była uwięziona i natknęłam się na ojca. Był ogromnie wzburzony. Powiedział mi, abym nie ważyła się zaglądać do siostry. On sam później wszystko wyjaśni. A najlepiej zrobię, gdy wyjdę na parę godzin z domu. W tym czasie wywiezie Mary i osadzi ją w takiem miejscu, że raz na zawsze przestanie być szkodliwa. Istotnie, wyszłam z domu... i spotkałam pana. Byłam

206