Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

zaniepokojona, ale i uradowana. Koniec, nareszcie! Dlatego też, mogłam panu oświadczyć ze szczerem sercem, że rychło wszystko wyjaśnię...
— Teraz pojmuję...
— Kiedy powróciłam do domu, mniej więcej na pół godziny przed tragicznemi wypadkami, panowało tam podniecenie wielkie. Mary zdołała usunąć jedną ze sztab, zasłaniających okno w pokoju, w którym była uwięziona — sztaba ta nawiasem mówiąc bardzo stara, ledwie trzymała się w murze — i przez otwór uciec. Ojciec nie wiedział, co dalej czynić, przewidując nowe przykrości. Wtem telefon od pani Very. Mary strzelała do niej, na szczęście nieszkodliwie, teraz zapewne pędzi do nas. Chce dopełnić zemsty. Widać, ogarnął ją szał. Myśli, że zabiła panią Verę, a mnie również pragnie zabić, aby pozbawić ojca tego, co mu jest najdroższe na świecie.
— Ileż złości tkwiło na dnie tego szaleństwa! — zauważył.
— Nie sądźmy już jej! — odparła. — A wie pan, co najwięcej mnie zajęło, gdy otrzymaliśmy ostrzeżenie. Pragnęłam się przekonać, jak wygląda moja siostra...
— Pani nie widziała jej nigdy?

— Przecież już wspominałam panu! Widziałam tylko fotografję. I wie pan... Gdy Mary wpadła niczem furja do pałacyku, obalając służącego, gdy później dwóch ludzi nie mogło sobie z nią poradzić nie tyle mnie obchodziło, czy kula z jej browninga może mnie trafić, czy nie trafi — ile zapytanie — czy jestem

207