Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale, jeszcze jedno! Dowiedziałeś się, zapewne, będąc wczoraj u Stratyńskich, wszystkiego o „Rycie“! Słusznie zapytać się możesz, czemu nie uprzedziłam cię wcześniej? Słusznie... Tu, znów, z trudem, przychodzi mi wyznanie. Byłam zazdrosna, tak byłam zazdrosna o ciebie! Spostrzegłam, że uczyniłeś duże wrażenie na prawdziwej Rycie, na Stratyńskiej. Sądziłam, że o ile dowiesz się o istnieniu obu „sióstr“, twój stosunek może łatwo zmienić się do mnie... Chciałam ci to powiedzieć dopiero, będąc całkowicie pewna twego uczucia...
Obecnie... Obecnie, jedną z głównych przyczyn, że ustępuję dobrowolnie, właśnie jest Stratyńska... Wiem, że nadal interesuje się tobą bardzo i na tobie jej bardzo zależy. Tajemnicą był dla niej nasz stosunek... Ole tylko zechcesz, da ci Ryta to szczęście, którego ja nie umiałabym zapewnić...
Trudno pisać wyraźniej... Więc, żegnaj na zawsze, Olku...

Vera.

List został, rzekłbyś, niespodziewanie urwany. Spore zaś plamki tuż koło podpisu, świadczyły, iż spadły tam dwie duże łzy.
Otocki westchnął ciężko. Dziwny żal ścisnął go za serce. Opuścił na piersi głowę.
Czy Vera miała słuszność?

Tegoż dnia, w kilka godzin później, prezes Stratyński siedział za biurkiem, w swoim gabinecie.

Pobladła twarz, nosiła ślad niedawnych prze-

214