Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dzieciaku! — wymówiła słodko — Wielki dzieciaku! Zapewniam cię, że mnie ze Stratyńskim nic nie łączy! Możesz polegać na twojej Verze... Ale mamy wspólne interesy... Nie mogę zerwać z nim z dnia na dzień... Sam pojmujesz, że nic złego mi nie uczynił i winnam z nim wyjść przyzwoicie.. Jeszcze tydzień, jeszcze dwa... a wyjaśnię sytuację...
— Vero! Ja się męczę...
— Doprawdy niema o co! Powtarzam, nie bądź śmieszny i cierpliwie poczekaj... Przecież widujemy się ciągłe.
Udzieliwszy podobnie ogólnikowej odpowiedzi, Vera ucałowała kochanka i szybko wybiegła z mieszkania, rzekłbyś unikając dalszej dyskusji na niebezpieczny temat.
Westchnął... Nie tak sobie wyobrażał jej wyjaśnienie.

Opuściwszy mieszkanko Otockiego, Vera chcąc się uspokoić i nieco ułożyć swe myśli, podążyła na piechotę do domu.
Lecz rychło oczekiwało ją nowe spotkanie.
Gdy kierując się w stronę Alei Róż, znalazła się w Alejach Ujazdowskich — spostrzegła, iż naprzeciw niej idzie jakiś starszy pan, w towarzystwie młodej panny.
Był to Stratyński z córką...

Vera niezbyt pragnęła wdawać się w rozmowę z Rytą — ale cofać się było za późno. Zresztą dojrzał ją już prezes i dawał na powitanie przyjazne znaki ręką.

17