Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

ra bezprzecznie była daleko ładniejsza, ale i Rycie nie brakło uroku. Na pozór wyglądała daleko niewinniej i na daleko mniej przez życie uświadomioną, niźli demoniczna grzesznica.
Obie uśmiechały się przyjaźnie do siebie i wydawało się, że pragną wejść nawzajem w serdeczną zażyłość.
To też westchnienie ulgi, wymknęło się z piersi prezesa.
Ach... Wszystko jeszcze ułoży się dobrze...

Otocki po wyjściu grzesznicy, długo chodził wzdłuż i wszerz gabinetu, bijąc się z myślami własnemi i paląc nieskończoną ilość papierosów, jednego za drugim....
Dokąd go zaprowadzi ten cały stosunek?
Co właściwie zamierza Vera?
Nie dała szczerej odpowiedzi. Jej odpowiedź była bardzo ogólnikowa. On długo nie zniesie podobnej roli. Roli „kochanka od serca“ — gdy panem i władcą pozostaje Stratyński...
Tak, Stratyński...
Wreszcie, zniecierpliwiony, pochwycił za kapelusz i laskę, również postanawiając przechadzką uspokoić podniecone nerwy.
Ściemniło się już dobrze, gdy wychodził z domu. Był ciepły, letni wieczór. Tu i owdzie zapalano latarnie, a chodniki roiły się od barwnego i ożywionego tłumu.

Na chwilę przystanął w zadumie, nie wiedząc dokąd się skierować. Później jął iść, prosto przed siebie.

19