Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie?
— Ryta!
— Niemożebne! Omylił się pan!
— Nie omyliłem się wcale! Wyszedłem na godzinę z domu. Powracam, natykam się w bramie na dziewczynę w chustce. Spoglądam — Ryta... Ale jejeszcze miałem wątpliwości... Myślałem, że pod wpływem zdenerwowania, wziąłem jakąś służącę za pannę Stratyńską...
— Zapewne tak i było...
— Tymczasem, wchodzę do mieszkania, wszystko porozrzucane, szafy porozbijane, wyłamano szuflady z biurka... Ale złodzieje nic nie zabrali. Nie tknęli nawet ubrania i bielizny... O cóż innego więc im chodziło. Twierdzę tedy stanowczo, że to Ryta, dobrawszy sobie do pomocy jakiegoś draba, dokonała rewizji.. Zresztą poznałem ją świetnie...
— Powtarzam... Pomyliłeś się...
Głos Very zabrzmiał taką pewnością, że Otocki ze zdumieniem zawołał.
— Czemu nie wierzysz?
— Bo uwierzyć nie mogę!
— Dla czego?
— Panna Ryta Stratyńska znajduje się od godziny u mnie.
— Co? — Otocki miał wrażenie, iż cały pokój wraz z nim zawirował dokoła.

— Panna Ryta — powtórzyła z jeszcze większym naciskiem Vera — była na tyle uprzejma, iż odwiedziła mnie wieczorem... Może pan pragnie z nią parę słów zamienić?

25