Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kosztowności znalazły się przedtem... Posądziliśmy ją niesłusznie...
— Przedtem?
— Pokazało się, że napakowała do kufereczka bezwartościowych przedmiotów...
— Hm...
Otocki zamilkł na chwilę. To co posłyszał z ust „buldoga“ było zgodne z jego osobistemi spostrzeżeniami. Chodziło tylko o ustalenie tożsamości nieznajomej. Jeśli stwierdzi on jeszcze, że jest nią Ryta i zechce dalej odsłonić rąbek tajemnicy, to natrafił na dobry ślad.
— Czy wolno zapytać — począł — kim była ta osoba?
— Chodzi panu o jej nazwisko?
— Tak!
Waryński uczynił smutną minę. Zdołał się on przygotować na indagację i zamierzał obecnie „zmylić“ Otockiego całkowicie.
— Widzi pan — odparł — owa młoda panna jest prawdziwą zakałą rodziny! Lepiej będzie, o ile pan nie dowie się jej nazwiska... Tembardziej, że wywieźliśmy ją natychmiast z Warszawy...
— Wywieźliście z Warszawy? Niemożliwe...
— Niemożliwe? Czemu pan powątpiewa? Jestem opiekunem nieszczęsnej, wiem co mówię... I ja panu z kolei się przestawię! Waryński... Jan Waryński... do usług... Obywatel ziemski... czasowo zamieszkały w „Bristolu“..

Wszystko to pozornie odpowiadało prawdzie. W rzeczy samej Waryński zamieszkiwał w „Bristo-

34