Zapytanie padło tak nagle, że „buldog“ mimo niezwykłej pewności siebie, na sekundę się zmieszał. Wnet jednak grał dalej komedję.
— Jakiej pani Very?
Ów lekki niepokój nie uszedł uwagi Otockiego.
Natarł.
— Pani Vera Gerlicz! Mieszka w tym domu!... wskazał ręką na znajdującą się po drugiej stronie ulicy kamienicę.
Buldog spojrzał obojętnie na okna mieszkania Very.
— Nie mam pojęcia o kim pan mówi...
— Miałem wrażenie, że z tamtąd pan wyszedł...
— Naprawdę, nie rozumiem pana... Wyszedłem od znajomego.
— Hm... dziwne...
Waryński uznał za stosowne obrazić się.
— Powtarzam — burknął, znów przybierając swój zwykły, szorski ton — nie rozumiem! Powiedziałem panu, jak się nazywam, gdzie mieszkam, przeprosiłem za niewłaściwe najście... A pan rozpytuje o ludzi, całkowicie mi obcych... To panna Stratyńska, to jakaś — pani Gerlicz...
— A czy wolno wiedzieć z jakiego komisarjatu był ten przodownik? — drugie niespodziewane pytanie zadał Otocki, nie przejmując się zbytnio „oburzeniem“ buldoga...
Cios został wymierzony celnie. Tu znajdował się punkt najniebezpieczniejszy całej sprawy. Lecz Waryński nie darmo był znakomitym życiowym graczem. Wybrnął z honorem.