Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakże ułożą się, biedactwo, twoje losy...
Ona, gdy odszedł, obejrzała się za nim a dziwny błysk zamigotał w jej oczach. Błysk tak dziwny, że zdumiałby się Otocki, gdyby go spostrzegł.
Z ust Ryty również wybiegł cichy szept — ale niezrozumiały, zagadkowy:
— Mam wrażenie, że spisałam się dobrze... A trudno mi było grać komedję... Długoż jeszcze przyjdzie kłamać, udawać?



51