Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kiedy?
— Bo ja wiem...
— Przeklęta dziewczyna...
O kim oni rozmawiali? O Rycie? Czy o tamtej służącej?
— Istotnie przeklęta dziewczyna — powtórzył Stratyński — nieznośny charakter wzięła po matce..
— Ale zawsze to twoja córka...
Drgnął. Więc chodziło o Rytę. Znów znikła?
— Ciągłe bziki, szusy — dalej mówił prezes — ucieczki, awantury... Na pół obłąkana...
— Nie taka ona obłąkana, jak sądzisz...
— Tylko?
— Wie dobrze, do czego dąży!
— Naturalnie! — zawołał z podnieceniem. — Ale to żądanie szalonej...
— Oczywiście...
— Pragnie mi dyktować warunki! Znakomite! Twierdzi, że nie dopuści do naszego ślubu, o ile...
Otocki szeroko rozwarł oczy. Ta Ryta, która w stanie przytomnym, nibyto w takiej przyjaźni żyła z Verą, pragnęła przeszkodzić ojcu w powtórnem małżeństwie?
— Albo się zgodzę, albo wywoła skandal... — dokończył prezes.
— Ile chce?
— Połowę majątku?
Ładnych rzeczy dowiadywał się o Rycie.

— Skandal? — wykrzyknęła Vera — jakiż może uczynić skandal? Sytuacja przed paru dniami by-

63