Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

między nami istnieje bliższy stosunek, żądał abyśmy przestali się widywać...
— Ale jak gwałtownie...
— Ty z początku starałaś się go uspokoić... W żart obracałaś przykre i uszczypliwe docinki... Twój spokój podniecał go coraz bardziej...
— Drażnił...
— Od wymówek przeszedł do wymysłów.. Już pragnąłem wtargnąć się do pokoju, lecz jeszcze się powstrzymałem... Ale kiedy...
— Cham... — mruknęła gniewnie.
— Ale kiedy — ciągnął dalej Stratyński swą opowieść — przypadł do ciebie i począł cię szarpać, a ty zawołałaś o ratunek, wpadłem niczem bomba do pokoju... W pierwszej chwili oniemiał na mój widok... Wnet jednak rozwścieczony, sięgnął do kieszeni po rewolwer.
— Brr — dreszcz wstrząsnął ciałem Very.
— Musiałem się bronić.. Rzuciłem się na niego, usiłując browning mu wyrwać... Poczęliśmy się szarpać... Jakimś cudem udało mi się go pochwycić za rękę... i..
— Och! — jęknęła.
— Browning wypalił sam a kula trafiła Laroche‘a w piersi... Runął na podłogę.. rana była niezwykle ciężka...
— Boże! — przyłożyła chusteczkę do oczów.

— Z trudem udało się nam ranę jako tako opatrzeć i przewieźć go do jego mieszkania... Unikaliśmy skandalu i w hotelu nikt się nie dowiedział, co właści-

68