Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

wie zaszło u ciebie... Tylko służba, ale tych milczenie opłaciliśmy grubo.
— Straszne chwile... — wyszeptała, przypominając sobie, jak wraz ze Stratyńskim i pokojówką wiodła rannego po schodach do samochodu...
— Laroche zmarł po paru dniach...
— Niestety! — dwie duże łzy spłynęły po policzkach Very, które osuszyła batystową chusteczką.
— Ale przed śmiercią doszedł do opamiętania i zrozumiał, jak bezsensowną była jego zazdrość... Zresztą pielęgnowaliśmy go cały czas...
— Och, robiłam, co mogłam!
— A gdy zrozumiał, sam napisał list, pragnąć nam oszczędzić wszelkich przykrości, iż postrzelił się przypadkowo... Ten list tobie doręczył... A w tydzień po śmierci zawiadomił cię notarjusz, iż Laroche zapisał znaczną sumę...
— Nie tknęłam jej! — wymówiła cicho.
Istotnie mimo ciągłych finansowych kłopotów, nie ruszyła tych pieniędzy, uważając że są splamione krwią, jednak i nie zrzekła się spadku, jako ostatniej deski ratunku, w razie zerwania ze Stratyńskim. Odnośny dowód na zdeponowaną sumę w banku, znajdował się wśród papierów, których tak poszukiwała Ryta.
— Myśmy nie winni tej śmierci! — westchnął prezes.
— Wiem, żeśmy niewinni — odparła powoli — lecz zawsze...
Zapanowała cisza.

Otocki pojmował już wszystko. Pochwycił ta-

69