Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

jemnicę, wiążącą Verę z „narzeczonym“. Ale czegoż się tak obawiali. Był to, w rzeczy samej tragiczny nieszczęśliwy wypadek, za który nie spada na nich odpowiedzialność. Więc Vera dla tego „trzyma się“ prezesa, choć go nie kocha? Łączy ich ta śmierć, której są mimowoli sprawcami. Vera nie chce skorzystać z zapisanego jej spadku, a obawia się, utraciwszy Stratyńskiego pozostać bez pieniędzy... Jasne, proste... Lecz Ryta?
Szczęście sprzyjało Otockiemu, wnet posłyszał resztę.
— Niewinniśmy! — powtórzył prezes. — Ale widzisz, jak ona wykorzystuje tę sprawę...
— Pocoś mówił!
— Toć moja córka!...
— No i ja nigdy wówczas nie przypuszczałam, że ma podobny charakter...
Stratyński boleśnie pokiwał głową.
— Taka w Paryżu wydawała się dobra, przywiązana. Co tu się dziwić... Powróciłem, po wypadku z Laroche‘m do domu, jęła rozpytywać, opowiedziałem wszystko.. Czyż domyśliłbym się kiedy, że zechce szantażować.
— A jednak...
— Teraz twierdzi, że postrzeliliśmy Laroche‘a, chcąc zdobyć pieniądze, a później wymogliśmy na nim tę kartkę.... Mnie były potrzebne jego pieniądze?
— Podła dziewczyna!

— Na szczęście nie ma dowodów. Gołosłownetwierdzenia! Pochwyciwszy jednak to i owo z naszych rozmów i dowiedziawszy się, że mam i kopję

70