Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

testamentu i kartkę i listy, w których Laroche, poprzednio pod wpływem zazdrości pisywał, iż staniesz się przyczyną jego śmierci — wykombinowała plan...
— Zapominasz jeszcze o tych paru bilecikach, które u ciebie pochwyciła...
— A w których ty znów, zdenerwowana po jego śmierci, oświadczyłaś, iż my za nią ponosimy odpowiedzialność...
— Nic więcej nie potrzeba dla władz, aby nas postawić w stan oskarżenia...
— Moja córka... i taka przewrotna...
Oczy Very zabłysły gniewnie.
— A jak się układa... Jak potrafi miłe prawić słówka... Toć i ja „nabierałam się“ na tę przyjaźń, dopóki kiedyś nie przyłapałam grzebiącej w szufladzie w mem biurku.
— Ohydne! — wymówił Stratyński z wielkim bólem. — Na honor, czyniłem wszystko aby stała się inną.
— Ja również! Tymczasem mało nas nie zgubiła. Dobrawszy się do twojej kasy i wyciągnąwszy z tamtąd biżuterję, dokumenty, listy... uciekła... Uważając jednak, że to za mało, dokonała włamania, aby resztę wyciągnąć z mojej skrytki... Sparaliżowałam ten plan... A potem cudem udało się kufereczek odzyskać... Listy natychmiast podarłam...
— Nareszcie...
— Kartkę zachować musimy, ale nam jej nie ukradnie... A zapis zwrócę rodzinie...
— Kiedy Vero?...

— Jaknajprędzej...

71