Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

Wiadomość ta widoczną przyjemność uczyniła Stratyńskiemu.
— Zwróć... zwróć! — zawołał. — Nigdy niczego ci nie zabraknie... Przyśpiesz datę naszego ślubu....
Vera udała, iż nie słyszy prośby. Zwróciła rozmowę znów na temat córki Stratyńskiego.
— Co myślisz z nią począć?
— Chyba zastosuję się do twojej rady! — odparł. — Zaczekam! Przypuszczam, sama zmięknie...
— Daj jej trochę pieniędzy, wypraw zagranicę... Z równie przewrotną istotą lada dzień skandalem skończyć się musi... Albo znajdź męża, wyposaż porządnie...
— Napewno nie będę żałował pieniędzy...
— Tylko kto ją zechce, gdy pozna charakter...
— Et! Świetnie umie się maskować...
Zaległa cisza.
Więc ta Ryta, słodka chwilami Ryta, była nie obłąkaną, a do cna zepsutą dziewczyną, świetną komedjantką? Otocki wtedy poznał jej prawdziwy charakter, gdy napadła nań o walizkę i kosztowności?
Ileż perfidji mieści się w Rycie. Szantażuje ojca i Verę, nie chce dopuścić do ich ślubu, bo uważa, że Vera zadużo ze Stratyńskiego pieniędzy wyciągnie... Żąda połowy majątku, a gdy ojciec się nie zgadza, grozi rozgłaszaniem tajemnicy, kradnie papiery, popełnia włamania...

Okropne... okropne... Wprost wierzyć trudno, aby młoda panna, z najlepszego domu popełniała czyny równie ohydne... A on tak litował się nad

72