Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

trochę, iż w podstępny sposób podsłuchał jej tajemnice...
Chwilę stał w niepewności..
Wahał się tak, kiedy dobiegło go głośne trzaśnięcie drzwiami w przedpokoju i kroki Very, powracającej do sypialni.
Weszła, rozejrzała się dokoła machinalnie, poczem zrzuciła szlafrok i przystanęła przed lustrem.
Kobieta, gdy jest nawet sama, lubi napawać się swą urodą.
Vera przeglądając się w zwierciadle, przeciągała się rozkosznie a blado różowa jedwabna koszulka, ledwie osłaniała klasyczne kształty.
Otocki dłużej nie mógł powstrzymać swej niecierpliwości. Niech się dzieje, co chce, porozmawia z „grzesznicą“.
Gniew, wywołany obłudą jej postępowania, stopniał nieco na widok tej wspaniałej kobiety.
Wejść?
Jakgdyby go jakaś siła niewidzialna wyrzuciła naprzód.
Sam nie wiedział kiedy znalazł się w jej pokoju.
— Vero!
Krótki okrzyk. Odwróciwszy się od lustra, szeroko rozwartemi z przestrachu oczami, patrzyła na Otockiego.
— Ty?
— Słuchaj...

— Jak śmiałeś? Skąd się tu znalazłeś? — lęk za-

75