Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

stępny sposób symulować dla kogoś uczucie, aby go podejść, narazić na przykrości... Toć dziesięć razy gorszą awaturę mogła mi urządzić Stratyńska... U mnie naprawdę zginęły jej klejnoty! A kto jej zabrał? Pani Vera!...
— Nie zapominaj tylko o jednem — odrzekła, siadając spokojnie na otomanie — Stratyńska ukradła klejnoty ojcu! Wraz z niemi ukradła listy! Moje listy! Rozumiesz! Zabrałam jedynie to, co należało do mnie i do prezesa, nie chcąc sprawie nadawać rozgłosu...
— Zdradziecko...
— Zrozum... Musiałam to załatwić po cichu... Toć gdybyś nie posłyszał mojej rozmowy z prezesem, a przeczytał te listy, sam przypuszczałbyś, że jestem najgorszą zbrodniarką, że na mojem sumieniu leży śmierć człowieka... A może, gdybym ci opowiedziała wszystko szczerze, prosząc o wydanie walizki, nie zechciałbyś tego uczynić bez porozumienia ze Stratyńską. Tem bardziej, po przygodzie z rzekomym przodownikiem. A ona potrafiłaby już wypadki przedstawić w złem świetle...
— Nie uwierzyłbym!...
— Albo uwierzyłbyś!... Nie zapominaj, jak litowałeś się nad nią z początku, że to taka biedna i opuszczona istota! Znam jej przewrotność! Naplotłaby ci Bóg wie co!... A macocha... A ojciec... Chcą mnie wyrzucić na bruk... Prześladują... Zamordowali człowieka, teraz czyhają na moją zgubę! Zamieniłbyś się jeszcze w jej obrońcę...

— Nigdy!... Złodziejka... Włamywaczka...

78