Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.

— Byłem! Ale cóż to ma do rzeczy?
— Bardzo wiele! Słyszałeś, jakie dawałam nieokreślone odpowiedzi.... Podobasz mi się, naprawdę, Olku...
— Przestań, Vero, żartować...
— I tylko dla tego zgodziłam się wówczas przyjść do ciebie i...
— Nie wierzę!...
— Jakiż cel miałabym dzisiaj kłamać?
Istotnie ten argument zabrzmiał niezwykle mocno. Jakiż cel miałaby pani Vera przekonywać obecnie kochanka, że jej na nim zależy? Posiadł niektóre tajemnice? Te tajemnice, w rzeczy samej nie były takie straszne. Dowiedział się, że podmieniła walizki? Ostatecznie, w niezbyt szlachetny sposób, ale odzyskiwała swoją własność. Nie istniał dziś żaden wzgląd, któryby ją zmuszał do symulowania uczucia.
Mimo pewnego jeszcze podrażnienia — spojrzał na Verę niemal przyjaźnie. Miłość własna otrzymała zadośćuczynienie w przyznaniu się „grzesznicy“, że w „przygodzie“ nie tylko o podstęp chodziło.
— A jednak... — jeszcze powątpiewał.
Ona poczęła mówić gorąco.
— Zrozum! W twoich przypuszczeniach jest wiele słuszności, ale pod niektóremi względami jesteś nie sprawiedliwy. Istotnie, przybyłam do Lali Turowskiej wyłącznie po to, aby cię poznać i wyciągnąć na słówka...
— Widzisz...

— Zaczekaj! Kiedy cię zobaczyłam, uczyniłeś

91