Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

nią posiekać na kawałki, nie uczyniłbym najmniejszej przykrości! Zerwiemy? I cóż? Wyjdziesz za mąż za Stratyńskiego? Czy on da ci szczęście?...
— A kto ci powiedział, że wyjdę za niego za mąż?
— Jakto? Cóż uczynisz?
— Sama nie wiem jeszcze...
Wielki ból i smutek zadźwięczał w głosie pięknej kobiety.
— Vero! — zawołał gwałtownie — pocóż dręczysz mnie i siebie...
Lecz ona zerwawszy się z otomany i nie dając na ten wykrzyknik odpowiedzi, roześmiała się nagle.
— Szalejmy! — wykrzyknęła — szalejmy, póki czas...
— Ależ Vero! — zauważył, odsuwając się od niej nieco — Wolałbym z twoich ust posłyszeć poważniejszą na poruszone przez nas dziś sprawy, odpowiedź...
— Odpowiedź?
— Wszak nasza rozmowa nie dała wyniku... Wciąż wysuwasz śmieszne argumenty.
— Dzieciaku! Cóż ja dziś odpowiedzieć mogę? Na co mam się zdecydować? Sama nie wiem!... Czegoś się lękam!... Trapią mnie złe przeczucia!...
Znać było, że mówi w niezwykłem podnieceniu.
— Vero? Obawiasz się kogo? Czy masz jeszcze jakieś tajemnice, prócz tych, które poznałem...

— Nie... nie nic!... Lecz te zawiłe sprawy!... Za-

85