Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ryta.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

aby w powszechnej opinji nie spaść do roli kurtyzany.
Wyjechali do Polski, chcąc uciszyć złośliwe plotki — i jest „narzeczoną“ prezesa... Zdawałoby się że wszystko się układa jaknajlepiej, kiedy nastąpiło niespodziewane spotkanie z Otockim.. Co innego miała na widoku, a zastawiając sieci na pisarza, sama w nie wpadła.
Ach, to podobieństwo... I nagle wówczas zdjęło Verę obrzydzenie... Znów stary mąż... Znów ta sama komedja od początku, jeno w innej postaci...
Oto te wszystkie obrazy przemknęły w wyobraźni, gdy po dłuższej pauzie, wyrzekła:
— To niema nic do rzeczy!
— Niema? — mruknął — Hm... dziwne...
Znów drgnęła z oburzenia.
— Dość tego! — zawołała groźnie. — Dalej mam przypominać, com zrobiła dla ciebie! Kiedy rok temu wynędzniały, zgłosiłeś się do mnie w Paryżu, zaopiekowałam się tobą... Niezbyt pięknie musiałeś postępować w życiu, skoro nawet zmieniłeś nazwisko... Wszak nie nazywasz się Waryński... a Kasprzyk... i masz sfałszowane papiery... Nie moja to sprawa i ja cię nie zadenuncjuję przed policją...
— Przybrałem pseudonim...

— Pseudonim? Mniejsza z tem! Zaopiekowałam się tobą, obsprawiłam od stóp do głów, utrzymywałam i utrzymuję przez pamięć na przeszłość... Aby ci ułatwić zadanie, przedstawiałam cię wszędzie jako dalekiego kuzyna i w oczach Stratyńskiego za mojego krewniaka uchodzisz... Tylko dlatego zapatruje się przychylnie na naszą znajomość i darzy cię

93