Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

Jednocześnie postanawiał udzielić Dżordżowi odpowiedniej „nauki“.
— Małżeństwo to — wyrzekł Kolbas — byłoby mojem najgorętszem życzeniem! A może i moje słowo coś u Peggy zaważy!
Grąż spojrzał nań z wdzięcznością i wyciągnął doń rękę.
— Zgoda, Janie! Ty wiesz najlepiej, jak postępować z twoją jedynaczką! A jutro — dodał, na wszelki wypadek — zapoznam cię z Matakiewiczem! Toć nasze interesy chyba — skłamał — nie mają nic wspólnego z pojektami małżeństwa...
Tegoż dnia, wieczorem, panna Peggy wraz ze swą kuzynką Reną i Dżordżem, wybrali się na dancing do „Rodji“, jak to zostało umówione.
Sala była natłoczona strojną i ożywioną publicznością, a na miejscu, zarezerwowanem dla tańca, kręciły się w modnym tangu, liczne pary.
Panna Peggy z zaciekawieniem obserwowała zebranych. Ale z jej twarzy uśmiechniętej obojętnie, a może ironicznie, nikt nie wyczytałby, jakie wrażenie sprawia na niej, tu zebrana śmietanka, na pozór, warszawskiego towarzystwa. Wypiła, dwa, jeden po drugim mocne coctaile, co pełnem uznania spojrzeniem ocenił Dżordżo, poczem wyrzekła:
— Mamy tylko jednego kawalera! Dżordża! Musi nas obsługiwać na zmianę! Zatańczysz Reno?
— Dziękuję! — odparła panna Grążanka — Nie tańcę wcale! Ustępuję ci, bez zastrzeżeń Dżordża!
— Nie tańczysz? — zdziwiła się — A ja przepadam za tańcem! Wogóle, my litle Rena, zanadto coś jesteś smutna! Wiecznie siedzisz zamyślona, jakbyś była na czyimś pogrzebie!
— Zawsze już jestem taka! — uśmiechnęła się blado w odpowiedzi.
Tymczasem Dżordżo już powstał z miejsca.

96