Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

Po chwili, unosił on ją w zmysłowym tańcu, a przyznać trzeba, że tańczył doskonale.
Dżordżo, ze źle ukrytą niechęcią, śledził wirującą parę. Czyżby Peggy była tak płytka i lekkomyślna, że mógł jej się odrazu spodobać jakiś tam niewyraźny typ, li tylko dlatego, że miał pierwszorzędną prezencję? Mimo jednak tej zgryźliwej uwagi, musiał przyznać w duchu, że w tym O‘Brieu‘ie, choć starszym już nieco mężczyźnie, było coś takiego, co musiało pociągać kobiety. I ta dumna, zimna twarz, rzekłbyś kryjąca tajemnicę, i ten energiczny podbródek i do tyłu odrzucona głowa i usta, wykrzywione ironinicznie, a przywykłe do rozkazywania. Taki nie prosił, taki narzucał swą wolę kobietom.
— Jak to ona powiedziała? — szepnął — Caveman? Mężczyzna, który łamie niewiasty.
Zapalił nowego papierosa i żuł go nerwowo w ustach, trawiony nieokreślonemi uczuciami podraźnionej miłości własnej i zazdrości, gdy wtem jakiś niespodziewany brzęk wyrwał go z tej zadumy.
— Co to?
Odwrócił się szybko. Kieliszek, napełniony winem, wypadł z ręki Reny, rozbijając się o podłogę i znacząc tafle posadzki długą strugą złocistego płynu.
— Co to? — powtórzył, spostrzegając dopiero, że siostra jest niezwykle blada — Słabo ci?
— Ach, nie!
— Wypuściłaś kieliszek? Jesteś zmieniona na twarzy!
— Nic... Nic... Nalej mi wina!
Dżordżo ze zdziwieniem spełnił tę prośbę, gdyż Rena prawie nigdy nie piła nic. Napełnił pustą szklaneczkę, stojącą na stole i postawił ją przed siostrą.
— Proszę!

101