Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

Pochwyciła szybko szklaneczkę, wychylając trunek do dna.
— Jeszcze!
— Ależ, Reno! — jął mówić, gdy powtórnie napenił szklaneczkę, a ona ją natychmiast podniosła do swych ust — Musisz się czuć niedobrze, lub coś niezwykłego się stało! Toć nigdy nie pijesz, wydajesz mi się podniecona...
— Było trochę duszno! — odrzekła, siląc się na spokój — Ale znakomicie zrobiło mi wino! Miałeś rację, kiedyś je chwalił! Boski to nektar!
Policzki jej poczerwieniały, snać pod wpływem wychylonych szklaneczek i zaśmiała się sztucznie.
— O teraz... To wesoło...
Dżordżo raz jeszcze zerknął podejrzliwie na siostrę, ale nie miał czasu dłużej jej obserwować. W tejże chwili bowiem Peggy i O‘Brien, ukończywszy taniec, powracali do stolika.
— Jakżeż cudownie tańczy hrabia! — mówiła Peggy z roiskrzonemi z podniecenia oczami — Widzisz Dżordżo — zwóciła się do kuzyna — To ja teraz mówię komplementy!
O‘Brien skłonił się znów głęboko i wykonał ruch, jakby zamierzał odejść. Dżordżo poruszył się radośnie, sądząc że już skończyły się jego męki, lecz Peggy, spostrzegłszy ten ruch, zawołała żywo:
— Ależ, hrabia pozostanie z nami! Proszę bardzo, niech pan zajmie miejsce przy naszym stoliku!
O‘Brien, jakby tylko oczekiwał na to zaproszenie. Siadł, obok Peggy, mając z drugiej strony Dżordża za sąsiada, a umyślnie jakby nie patrzył nadal na Renę. Lecz, teraz ona mierzyła go, rzekłbyś, wyzywającym wzrokiem i bynajmniej nie odwracała głowy.
— Hrabia jest bardzo miłym towarzyszem! — mówiła dalej Peggy — Świetnie mówi po angielsku

102