Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

że łatwo z moich rąk się wymkniesz! Jutro, przyjdziesz tam!
Mówił jej „ty“, podczas gdy ona zwracała się do niego w oficjalnej formie. Nagle gniew odbił się na jej twarzy.
— Nie przyjdę!
— A ja ci powiadam, że przyjdziesz!
— Nie zastraszycie mnie więcej!
— Tak sądzisz?
— Nie lękam się was!
On uczynił pauzę, poczem wymówił powoli:
— A jeśli z tamtego zrobimy użytek? Nie zapominaj, że to jest w naszem ręku.
Mimo gniewu, jaki ją ogarnął, zbladła.
— Szatanie... demonie... wyszeptały z trudem jej wargi.



105