Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

— Podoba mi się ten projekt z „Atobudem“! — myślał — byle Peggy swemi kaprysami nie zepsuła wszystkiego!
Grąż, który ze względów taktycznych, chcąc niby dać możność Kolbasowi zorientowania się samemu w stane interesów, przybył nieco później, uśmiechał się szeroko i raz po raz powtarzał:
— Sprawdzaj! Patrz! Nie chcę cię namawiać, ale uszczęśliwiony będę z podobnego wspólnika!
Najbardziej zaś chyba z nich wszystkich, był rozpromieniony Matakiewicz. Przedewszystkiem znajdował się on w swoim żywiole, bo nic mu nie sprawiało takiej radości, jak „nabicie kogoś dokładnie w butelkę“, a te swe talenty mógł obecnie rozwinąć w pełni, wobec Kolbasa. Dalej, pachniała mu okrągła sumka, przyobiecana, w razie zawarcia tranzakcji, przez Grąża, oraz świadomość, że firma w której kręcił wszystkiem, nie upadnie i że nadal będzie miał pole do popisu, dla swoich krętackich zdolności.
Pogodny ten i pełen różowych nadziei nastrój, przerwało niespodziane pojawienie się Ordeckiego. Wszedł on do gabinetu Grąża, by o coś zapytać się dyrektora. W ostatnich czasach w „Atobudzie“ pojawiał się rzadko, pracując przeważnie w domu a od chwili wizyty z Dymskim u Wendenowej, zakończonej tak niefortunnie, stał się jeszcze bardziej zamknięty w sobie i ponury.
Grąża, nie martwiły zbytnio te nieobecności inżyniera, raczej był z nich rad. Obawiał się, że Ordecki może się wyrwać z jakiem nieopatrznem słowem, które wzbudziłoby wątpliwość Kolbasa, co do istotnego stanu interesów „Atobudu“ i zepsuło genjalnie ułożony projekt.
Skoro jednak Ordecki znalazł się w jego gabinecie, nie mógł go stamtąd wyprosić, a choć niezbyt

107