Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zależy, kto będzie kierował „Atobudem”! — wyrwało się nagle Ordeckiemu, lecz wnet ugryzł się w język.
— Jakto, kto będzie kierował? — zapytał Kobas, podczas gdy Grąż gwałtownie poczerwieniał.
— At, nic! Tak zapytałem! — odrzekł ten szybko i otrzymawszy od dyrektora żądane informacje, opuścił gabinet.
Grąż odetchnął głęboko i wnet postarał się zatuszować niemiłe wrażenie.
— Bardzo dobry pracownik z Ordeckiego! — jął cicho szeptać, a Matakiewicz, trochę zaniepokojony wtórował mu skinieniami głowy, — Ale, od chwili, kiedy spotkało go to nieszczęście, czasem tak gada, że pojąć nie mogę o co chodzi!
— Jakie nieszczęście? — zapytał Kolbas, który nic jeszcze nie wiedział o tragicznej śmierci żony Ordeckiego.
— Żona jego popełniła samobójstwo! — jął wyjaśniać dyrektor, powtarzając pokrótce szczegóły zagadkowej historji. — W bardzo niezwykłych okolicznościach! Kochał ją do szaleństwa i od czasu jej śmierci chodzi wprost nieprzytomny! Obawiam się o niego! Nie wiem, czy nasza firma będzie miała długo z jego osoby pociechę!
I co do Ordeckiego, Grąż miał już gotowy plan. Należało pozbyć się go za wszelką cenę. To też, gdyby Kolbas zdecydował się na spółkę i wpłacił pieniądze, chciał on wprost wymówić Ordeckiemu posadę, doręczając znaczniejsze odszkodowanie. Wtedy, pozostawał pełnym panem w „Atobudzie“ któremu nic nie mogło zagrażać, a na ewentualność zwolnienia inżyniera, powoli, sprytnie przygotował przyszłego wspólnika.
— Ależ i u was dzieją się łajdactwa! — wymó-

109