Pod hrabiowskiemi tytutami ukrywają się przeważnie hochsztaplerzy! Dlatego też...
Lecz, kapryśna panna przerwała energicznie.
— Drogi wuju! Niezmiernie ci jestem wdzięczną za te uwagi, ale my w Ameryce oddawna przywykliśmy same sobie wyrabiać o wszystkiem zdanie! Nie mogę was przymusić, abyście przyjmowali w waszym domu O‘Brieuna, który jest nad wyraz sympatyczny, ale i wy nie nakłonicie mnie, abym zerwała z nim stosunki! A teraz, enough! Dosyć! Zmieńmy temat.
Słowa te zostały wypowiedziane takim arbitralnym tonem, że Dżordżo tylko zagryzł wargi, a Grąż wzruszył nieznacznie ramionami. A Rena pomyślała, że ginie ostatnia deska ratunku. Trzęsła się w duchu wprost ze złości, podziwiając jej zaślepienie. Lecz, czyż ona, do niedawna, póki O‘Brieu nie pokazał jej swych szponów była inna? Czyż, nie było okresu czasu, gdy Poszłaby za nim w ogień i wodę, a wraz z nią i tyle kobiet, które omotał i uwiódł.
— Ano, masz rację, Peggy! — prawie warknął Grąż, wychodząc z salonu, gdyż czuł, że jeśli dłużej pozostanie, nie zapanuje nad swemi nerwami i wybuchnie — Wy amerykanki, nie uznajecie ani starszych, ani żadnych autorytetów! Oby, wam to tylko wyszło na korzyść!
Wściekły wybiegł z pokoju. Był tak wzburzony, postępowaniem Peggy, że długo się nie mógł uspokoić, a skoro posłyszał tylko skrzyp wejściowych drzwi, oznajmujący, że powrócił do domu Kolbas, z jakiejś przechadzki po mieście pośpieszył na jego spotkanie.
— Mój drogi! — jął mówić prędko, ciągnąc go do swego gabinetu prawie siłą i zamykając drzwi starannie, gdy się tam znaleźli — Twoja córka zachowuje się, doprawdy, zbyt ekscentrycznie.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.
135