Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

pani przedstawiony, od ostatniego spotkania, sam nie wiem czemu, wydaje mi się, że jakaś bardzo bliska nić nas łączy. Stale pragnąłem szczerze porozmawiać z panią, lecz ze zrozumiałych względów nie mogłem przybyć do niej w odwiedziny, a inna nie nasuwała się sposobność. To też dziś niezwykle rad jestem, że los nas przypadkowo zetknął!
— Ależ i ja, wtedy biegłam do ciebie! — mało nie wyrwał się okrzyk Renie — Biegłam, by opowiedzieć szczerze wszystko, bo ty jeden mógłbyś mi służyć dobrą radą i ocalić! Ale, niestety, ojciec znajdował się w biurze! Zabrakło mi odwagi i musiałam się cofnąć!
Jednak i obecnie te słowa nie mogły się przecisnąć jej przez usta. Wykrętnie odrzekła, siląc się na zewnętrzny spokój.
— Wspomina pan, o tem naszem spotkaniu na ulicy, kiedy podszedł pan do mnie niespodziewanie, a ja rozpłakałam się i plotłam zdania bez związku? Byłam, w rzeczy samej, wyjątkowo zdenerwowana! Lecz, proszę nie przypisywać temu memu zachowaniu się jakiegoś ukrytego znaczenia! Ot, taki głupi wybryk...
Spojrzał na nią poważnie.
— Przychodzę do pani — rzekł — jako przyjaciel, a nie wróg i nie powoduje mną czcza ciekawość. Zastałem panią wzburzoną i zapłakaną przed kamienicą, w której zamieszkuje niejaka baronowa Wendenowa!
Nie mogła powstrzymać odruchu wstrętu, na wspomnienie o tem nazwisku.
— Wie pani — mówił dalej, wpijając się w Renę wzrokiem — w jakich okolicznościach odebrała sobie życie moja nieszczęsna żona! Wszystkie poszlaki wskazują na to, że w tę sprawę była zamie-

140