Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

Biedna dziewczyna! Bo, w gruncie musi to być bardzo poczciwe stworzenie i dzielna wyrosłaby z niej kobieta, gdyby nie była Grąża!
Powstał z miejsca. Należało wszak, co rychlej zawiadomić komisarza Dymskiego.

O ósmej, jak zostało umówione, oczekiwał O‘Brieu w jakimś prywatnym samochodzie na swe ofiary i powiózł je do mieszkania Wendenowej.
Zarówno Peggy, jak i Rena, bez rzeszkód wyślizgnęły się z domu i ich ucieczki nie zauważył nawet Dżordżo. Peggy była w znakomitym humorze, dowcipkowała i śmiała się. Rena natomiast, znajdowała się w stanie napół przytomnym.
Teraz żałowała dopiero swej niespodziewanej szczerości z Ordeckim. Toć jeśli Ordecki przybędzie wraz z policją i przyłapie tę całą bandę, muszą wyjść na jaw szczegóły jej poprzednich bytności u Wendenowej.
A wtedy? Czy uda się zatuszować skandal, czy też jednakowo będzie zgubiona?
Sama nie wiedziała, kiedy znaleźi się na ulicy Szopena. O‘Brieu pomógł im wysiąść z auta, a poświęciwszy całą swą uwagę Peggy, mało przejmował się zamyśleniem i niezwykłem zachowaniem się Reny. Szybko podążali na górę. O‘Brieu zadzwonił w specjalny sposób.
— Dostajemy się tu — objaśniał Peggy, z uśmiechem — niczem spiskowcy! Ale, trzeba zachować ostrożności ze zrozumiałych względów!
Naturalnie! Świetnie! — zawołała kapryśna panna, którą teraz zachwycało wszystko.
Wpuściła ich po chwili służąca, zapytawszy uprzednio dla niepoznaki O‘Brieua o hasło, jakgdyby widzieli się po raz pierwszy.

143