Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co to wszystko ma znaczyć? — padło z ust córki Kolbasa, przyciszone, niecierpliwe zapytanie — Przedstawienie? Kedyż ono się zacznie?
— Sądzę, niedługo! — odparł swobodnym tonem awanturnik — Do takich „uroczystości“ dopuszczają najwyżej kilkanaście osób! Mam wrażenie, że jesteśmy w komleci!
Istotnie, jakgdyby tylko na nich oczekiwano, niespodzianie rozległy się dźwięki ukrytej muzyki. Ktoś w przyległym pokoju jął grać tęskne, powolne tango na fortepianie, a wtórował mu przytłumiony głos skrzypiec.
— Nareszcie...
Z za niewidocznej kotary, wsunęła się do pokoju tancerka. Była całkowicie naga i świetnie zbudowana, a jej biodra okałała jeno złota przepaska. Jęła się snuć powoli, na wolnej przestrzeni, zasłanej puszystym dywanem, wykonywując jakiś lubieżny taniec. Choć zarówno jej strój, jak i taniec były wysoce ryzykowne, nie było w nim nic niezwykłego, a Peggy przyzwyczajona do oglądania różnych obnażonych girlasów po amerykańskich teatrzykach, wykrzyknęła ze zdumieniem:
— To mają być te niezwkłe wrażenia! Jakaś dziewczyna popisuje się swem nagiem ciałem! Bodaj, to samo ujrzeć można w pierwszym lepszym kabarecie! Gdzież te emocje, panie O‘Brieu?
Proszę chwilę zaczekać spokojnie! — odrzekł i wydało się Renie, że z jego oczów padł ironiczny błysk.
W rzeczy samej, gdy muzyka cichła i tancerka już kończyła swój popis, nagle do pokoju wpadły jakieś dziewczęta, które zaczęły roznosić czarki z jakimś ciemno-czerwonym płynem, stawiając je na stolikach, stojących przed otomanami, a zebrani

146