Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

ciwszy ją za rękę, trzymającą czarę, niespodziewanym ruchem, niby żartami, wlał trunek do ust Reny. Choć rozprysł się przy tem płyn po jedwabnym płaszczu, ilość trunku, jaką nieoczekiwanie przełknęła, była aż nadto wystarczająca, aby ją oszołomić.
— Ach! — jęknęła cicho — Przemoc...
W tejże jednak chwili zabrzmiały tony muzyki. Tym razem, głośniejsze, skoczniejsze, lubieżniejsze, Nagle dziewczyny, które roznosiły narkotyzowane trunki, odrzuciwszy swe tace, przyłączyły się do pierwszej tancerki i wraz z nią, na środku pokoju wykonywały jakiś zmysłowy taniec.
Również i w zachowaniu się obecnych zaszła wielka zmiana.
O ile przedtem siedzieli nieruchomo, najwyżej szeptem zamieniając pomiędzy sobą uwagi, obecnie ich gesty stawały się żywsze, tu i ówdzie rozbrzmiewały podniecone wykrzykniki.
— Łajdactwo... Ohyda... — wyrzuciła z siebie słabo Rena, ale to zdanie zginęło w ogólnym hałasie i nie wiadomo nawet, czy dosłyszała je siedząca w pobliżu Peggy.
Bo, choć Rena wychyliła zaledwie część narkotyku, czuła, jak członki sztywnieją, a język porusza się z trudem.
— Tak... tak... — dalej bełkotała, podczas gdy kuzynka, nie zwracając na nią uwagi, wpijała się wzrokiem w obecnych i w obnażone tanecznice. — Oni, zawsze to robią... Dają wypić jakiś środek, pod wpływem którego traci się wolę i pamięć!
— Cóż ty tam mamroczesz, Reno? — odezwała się wreszcie Peggy, nie dobrze posłyszawszy jej słowa. — Nie podoba ci się tutaj? Przeciwnie, mnie poczyna zajmować ta zabawa... Choć...
W tejże chwili, obnażone kobiety przypadły do trójnogów z kadzidami i jęły je rozniecać. Gęste

149