Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

W rzeczy samej, zgodnie ze wskazówkami Reny, Ordecki wraz z komisarzem Dymskim, przybyli około dziewiątej do mieszkania Wendenowej. Ze względu na osobę Reny, pragnęli całą sprawę załatwić dyskretnie. Oddział posterunkowych, stał ukryty w pobliskim domu. Długo jednak dzwonili, zanim otworzono.
Nie zdziwił ich ten szczegół, bo byli przygotowani, że nie łatwo dostaną się do wewnątrz. Raczej zastanowiło Dymskiego, czemu w mieszkaniu jest zupełnie cicho, jakgdyby nikt się tam nie znajdował.
— Czyżby pomyliła się panna Grążanka? A nuż w ostatniej chwili odwołano zebranie?
Nareszcie, za drzwiami rozległy się kroki. Zgrzytnął klucz, ooadł łańcuch, a na progu ukazała się Wendenow napół rozebrana i w szlafroku.
— Pan komisarz i pan Ohrdecki! — wymówiła ze świetnie odegranem zdumieniem — Cóż panów znowu sprowadza?
— Pragniemy — odrzekł urzędowym tonem Dymski — zwiedzić pani mieszkanie!
— Zwiedzić moje mieszkanie? — oburzyła się. — Nowa rewizja? Nowe, bezpodstawne oskarżenia? Leżę w łóżku niezdrowa, s;użącej pozwoliłam wyjść na miasto, a panowie powtórnie mnie nachodzą? Cóż? Muszę ustąpić przed siłą... Proszę...
Usunęła się z przejścia. Weszli do apartamentu i choć dokładnie przejrzeli wszystkie pokoje, nigdzie, najmniejszy szczegół, nie świadczył o tem, by u Wendenowej miało się odbywać jakieś zebranie. Nikt wogóle, nie znajdował się tam, prócz właścicielki mieszkania.
— Przepraszam... — bąknął Dymski, rozczarowany zawodem.
Również Ordecki przeklinał w duchu Renę, nie widząc, co myśleć o tem wszystkiem. Zato Wende-

153