Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

Małgorzata z niezadowolenia kręciła głową niespodzianą niedyspozycję córki, wciąż mrucząc żalem:
— Ot, do czego prowadzą te dzisiejsze zabawy!
Jedna Peggy, zachowała się tak, jakgdyby nic nie zaszło. Była w znakomitym humorze, kilkakrotnie wpadała do sypialni Reny, lecz widząc, że ta leży z zamkniętemi oczami, cofała się za każdym razem dyskretnie.
— Ileż sił ma ta Peggy! — podziwiała w duszy Rena kuzynkę, umyślnie unikając z nią rozmowy. — Wczoraj ocknęła się prędko po narkotyku i nie wywarł on żadnego na nią wpływu! Nietylko mnie pomogła się rozebrać w domu, ale jest dzisiaj wesoła i żywa! Sądzi, że to tylko o silne wrażenie chodziło i nie przeczuwa, jakie nieszczęście ją czeka!
W rzeczy samej Peggy, prócz tego, że sama była w bardzo wesołym nastroju ducha, starała się przed panią Małgorzatą żartobliwie usprawiedliwić ich zagadkową wycieczkę.
— Ciociu! — dobiegał jej głos z sąsiedniego pokoju. Zasiedziałyśmy się wczoraj istotnie na dancingu zbyt długo, a Rena za wiele wypiła szampana! Teraz choruje, lecz za kilka godzin to przejdzie! Ale, przysięgam cioci, że podobne szaleństwo nie prędko się powtórzy! Ja wyciągnęłam ją i wszystkiemu jestem winna! Teraz śpi i nie należy jej budzić!
Minął już obiad, dyrektor wraz z Kolbasem opuścili mieszkanie, słońce chyliło się ku zachodowi, a Rena wciąż leżała nieruchoma.
Właściwie nie był to sen. Choć poruszyć się nie mogła, ani odezwać słówkiem, rozróżniała doskonale co się dokoła działo. Słyszała więc, jak ojciec i Kolbas odeszli po obiedzie, słyszała, jak Dżordżo znów udał się do gabinetu.
Peggy, coś nucąc, kręciła się po sąsiednim salonie. Później rozległo się trzaśnięcie frontowych

156