Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

nia? Tak wytworny człowiek, jak pan? Niemożebne chyba, panie hrabio?
Zrzucił już maskę.
— Kim jestem, mniejsza z tem i nie powinno to panią obchodzić! Dość, że chcę od niej, a właściwie jej oca, okupu! I znacznego okupu! — mocno podkreślił. — A cała ta historja obejdzie się bez porwania!
Peggy drgnęła.
— Więc wpadłam w pułapkę! — wyrzekła, mierząc O‘Briena wzgardliwym wzrokiem. — Dotychczasowe pańskie postępowanie, było tylko komedją, a obecnie otwiera pan karty! Ślicznie! Jednej rzeczy tylko nadal nie pojmuję? Okup za minie? Od mego ojca? Ale, za co?
— Za kompromitujące dowody, jakie posiadamy!
— Wy, posiadacie kompromitujące dowody?
Awanturnik wzruszył ramionami.
— Droga panno Peggy! — oświaczył. — Nie poto urządzamy takie, jak wczorajsze zebrania, by obecne tam osoby mogły li tylko zaspokoić swa niezdrową ciekawość! Każdy z uczestników, który raz w podobnym wieczorze uczestniczył, jest później zdany na naszą łaskę i niełaskę i potrafimy wyciągnąć zeń odpowiedni pożytek...
— Aha! — wołała Peggy z coraz większem podnieceniem. — Mówi pan w liczbie mnogiej! Więc pan wraz z ową baronową Wenden jesteście organizatorami tych zdradzieckich zebrań! Poczyna mi się rozjaśniać ostatecznie w głowie! Twierdzi pan, że w czasie wczorajszej orgji zdobył pan przeciw mnie bardzo obciążające dowody? Kiedyż to się stało?
— Wtedy, gdy pani wychyliła trunek, zawierający oszałamiający narkotyk!

162