Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

— W kieliszkach znajdował się narkotyk? Znakomite! Rena, do tej pory jeszcze leży chora, mnie rychlej minęło oszołomienie! W pół godziny później, prawda?
O‘Brien skinął głową. I jego wczoraj zastanowił ten fakt.
— Ale, cóż uczyniłam tak strasznego wówczas, — pytała dalej, wpijając się wzrokiem w awanturnika, — byście mogli twierdzić, że jestem w waszej mocy, a ojciec miał zapłacić za to znaczny okup?
O‘Brien miał raz na zawsze zgóry ułożony plan postępowania i poznaliśmy go już w niedawnej scenie z Reną.
Wyciągnął z kieszeni fotograficzną odbitkę i podał ją Peggy.
— Służę! — wymówił, rzucając drwiące spojrzenie na dziewczynę. — Mam wrażenie, że papa Kolbas za ten obrazek każdą sumę zapłaci.
Pochwyciła odbitkę i wpatrywała się w nią przez długą chwilę. Ale, ku welkiemu zdziwieniu awanturnika, choć fotografja przedstawała Peggy w pozie wyuzdanej i ohydnej, zupełnie podobnej do tej, w jakiej na innem zdjęciu została Rena wyobrażona, — nie uczyniło to na niej najlżejszego wrażenia. Rumieniec wstydu nie zabarwił policzków Peggy i nie ogarnęło jej przerażenie, jak to się stało przed kilku dniami z Reną.
— Cóż? — rzekła spokojnie, zwracając wstrętną fotografję awanturnikowi. — Bardzo ciekawe zdjęcie!
— Bardzo ciekawe zdjęcie? — powtórzył. — Widzę, że nie przejmuje się pani niem zbytnio! Sądzę jednak, że pani ojciec będzie odmiennego zdania!
Peggy poczęła się śmiać.

163