Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

pan może, jak w tym momencie przechyliłam się do tyłu — i najmniejsza nawet kropla zdradzieckiego płynu nie dotknęła moich warg! Ma pan dość głupią minę teraz, mister O‘Brien! Prawda?
Awanturnik żuł obecnie jakieś niezrozumiałe wyrazy. Może przekleństwa.
Niezrażona tem bynajmniej Peggy, wciąż spoglądając na niego, z drwiącym uśmiechem, ciągnęła. dalej:
— Zaciekawia pana, zapewne, dlaczego pozwoliłam wychylić odurzający trunek mojej kuzynce? To takie proste, my dear! Rena, w ostatniej chwili, chcąc mnie ratować, pragnęła wyrzucić z siebie to wszystko, co ciążyło na jej sercu, zamierzała zdemaskować pana! Popsułby mi ten wybuch tylko wszystkie plany bo chciałam wasze tajemnice zbadać do końca. Oto, powód, czemu nie przeszkodziłam Renie wychylić niebezpieczny napój, ale sama prawie przymusiłam ją do tego...
— Godd dam! — zaklął po angielsku.
— Reszty domyśli się drogi, pan hrabia, łatwo. Wywiódł pan nas do sąsiedniego pokoju, udawałam uśpioną! Ale, choć niby nieprzytomna, leżąc nieruchomo na łóżku, obserwołałam znakomicie, co dokoła się działo! Widziałam więc, jak pan podszedł do czarnej kotary, zasłaniającej fotograficzny aparat i odsunął ją. Nie przeszkadzałam panu, gdy zdjął pan z mojej twarzy maskę i rozpiął parę guzików sukni, by tem łatwiejsze stało się zdjęcie. Ale przysięgam na wszystko, co mam najdroższego, że już nie żyłby pan w tej chwili, gdyby posunął się dalej... Bo, browning miałam naszykowany w kieszeni, a władam nim świetnie...
— O!... o... o...

166