Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

czyny, ani na jej energiczną postawę, skoczył naprzód.
Skoczył, lecz w tejże chwili zachwiał się i jęknął, jagdyby rażony piorunem.
— Ach!...
Gdyż zacinięta piąstka Peggy, nagle zakreśliła łuk, trafiając go w szczękę z niezwykłą siłą. A druga dłoń momentalnie poprawiła uderzenie.
— Uprzedzałam pana — wyrwał się z jej piersi wesoły okrzyk — że potrafię się obronić! My, w Ameryce wraz z tańcami uczymy się boksu, aby w razie potrzeby, dać nauczkę takim, jak pan jegomościom! Euough! Czy dosyć?
Cios był tak celny i z taką wymierzony zręcznością, że O‘Brien, nieprzygotowany na podobną obronę, nietylko się zachwiał, ale i runął na podłogę. Jednocześnie z kieszeni jego kamizelki wysunął się, na skutek upadku, jakiś przedmiot i z brzękiem potoczył się pod stopy Peggy. Schyliła się i podniosła szybko.
— O! — rzekła. — Pierścień dziwacznego kształtu wypadł panu hrabiemu! Czy to nie ten sam, który widnieje na resztce fotografji, pozostawionej przez Lili Ordecką? Mam wrażenie, że policja ucieszy się badzo z tej zdobyczy.
Wsunęła sygnet na swój palec.
— Ty żmijo! — wycharczał awanturnik, podnosząc się z podłogi.
— Oddaj!...
Jeśli przedtem, pragnął jeno skompromitować Peggy, obecnie rozumiał, że musi z nią rozegrać walkę na życie i śmierć. Nietylko wczoraj podeszła go, sprytnie zdobywając wszystkie tajemnice apartamentu Wendenowej, nietylko przed paru minutami potraktowała go, niczem żaka, niespodziewanem

168