Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

uderzeniem pięści, powalając na podłogę, ale dzięki nieszczęsnemu wysunięciu się klejnotu z kieszeni, znalazła się w posiadaniu dowodu straszliwego, niezbicie ustalającego jego winę. Sam jeszcze nie wiedział, co ma czynić z tą przeklętą dziewczyną, lecz czuł, że nie zawaha się nawet przed morderstwem.
— Żmijo! — powtórzył, przybierając groźną pozę i zbliżając się ku niej.
Ale Peggy, choć pojmowała, że awanturnik jest od niej fizycznie silniejszy, nie straciła pewności siebie.
— Nie pomogła jedna nauka! — wyrzekła drwiąco. — Jeszcze pragnie pan walki? Doskonale! Mogłabym mu pokazać kilka nowych trick‘ów boksu, ale niestety, nie mam na to czasu! Musimy szybko skończyć! Dlatego wolę uprzedzić, że posiadam, jak wczoraj, browning w kieszeni i gotowam w każdej chwili z niego zrobić użytek!
Wykonała szybki gest w kierunku sukni, w którą była ubrana i nagle w jej dłoni zabłysnęła lufa rewolweru.
— Bynajmniej, nie straszę..
Groźna lufa, wyciągnięta w stronę awanturnika przywiodła go do opamiętania. Czuł, że znalazł się w straszliwej sytuacji, lecz jeszcze nie wątpił w swe ostateczne zwycięstwo.
— Czego pani chce? — wycharczał.
Peggy, nie opuszczając broni, jęła przemawiać zimno.
— Zwrotu moich fotografij... A również odbitek z podobizną Reny, mojej kuzynki! Następnie pisemnego zeznania o wszystkich popełnionych łajdactwach, z zaznaczeniem, że był pan przyczyną tragicznej śmierci Lili Ordeckiej!

169