— To, panna Peggy, dlatego była taka odważna! — warknął awanturnik — udając się na spotkanie, przedtem zawiadomiła policję!
— Nikogo mię zawiadamiałam! — zaprzeczyła żywo Peggy, oburzona, iż ktoś mógł ją posądzać o brak śmiałości. — Pan komisarz sam wszystko wykrył!
W rzeczy samej, zasługa odnalezienia drugiego mieszkania Wendenowej przypadała całkowicie Dymskiemu w udziale. Kiedy Dżordżo przybiegł do Ordeckiego, z niezrozumiałem poleceniem siostry, oraz powtórzył słowa, które za skutek gorączkowego majaczenia poczytywał, Ordecki natychmiast, wraz z nim pośpieszył do komisarza, Dymski pojął w lot, słowa Reny i znalazłszy się na miejscu, odrazu zwrócił uwagę, na mieszkanie, znajdujące się w sąsiednim domu, a przytykające do apartamentu Wendenowej. Było zamknięte, a lokator, który je wynajął, z rysopisu mocno przypominał O‘Briena. Reszty, domyśleć się łatwo i oto przyczyna, że teraz Dymski spoglądał na pokonanego awanturnika z triumfem, i spokojem.
— Pójdzie pan dobrowolnie do Urzędu Śledczego, czy też mamy pana zakuć w kajdanki, panie O‘Brien, lub też jak tam pan się nazywa! — rzucił. — Bo wydaje mi się, że pochodzi pan z daleko mniej arystokratycznej rodziny, a pańska przeszłość jest bogata w ciekawe szczegóły!
Awanturnik próbował zaimponować czelnością.
— Panie komisarzu! — wymówił zimno. — Nie pojmuję pańskiego postępowania! Wykrył pan, że posiadałem mieszkanie, łączące się z apartamentem pani Wendenowej? Świetnie! Zastał mnie pan w czasie dość ożywionej rozmowie z panną Kolbasówną? Nie zaprzeczam! Lecz, gdzież są te moje zbrodnie, aby traktować mnie w podobny sposób!
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.
172